środa, 11 września 2013

Waterworld

Woda - trudna na nią nie trafić gdy 2/3 świata pokryte jest wodą. Oba te zakątki w ciągu ostatnich dwóch lat zmieniły się nie do poznania i zaktywizowały społecznie i kulturalnie. Coś zaczyna się w tym mieście dziać :)










niedziela, 8 września 2013

Kaczki w zupie szczawiowej



Dziś na obiad szef kuchni poleca: "Kaczka w zupie szczawiowej". Odkąd pamiętam Kanał Wiński na Wyspie Bolko zawsze kwitł na wyrost. Zima, lato, jesień i zima. Zawsze zielony. Widok taplających się w glonach kaczek jest dość... orientalny. 


sobota, 7 września 2013

Boat

I'm on the boat, I'm on the boat,... 



Ostatnio mam non stop skojarzenia z muzyką, kabaretem czy innymi bzdetami... taka wiedza bezużyteczna. No użyteczna o tyle, że rozwesela i relaksuje. Robiąc to zdjęcie słyszałem w uszach i miałem przed oczami to:

The Lonely Island - I'm on the boat


Aż boje się pomyśleć jakby wyglądała nasza wersja. Niemniej pomijając łacinę to ekipa ma niesamowity dystans i zdolność prześmiewania amerykańskiej popkultury. 

Black water



Wieczorny spacer z psem przeradza się w wyprawę. Szybki wyskok po 3 zdjęcia. Z czasem przestaje się liczyć. Kolejne naświetlanie - 4 minuty. W oddali rybacy. Ciągle w tym samym miejscu... ci to chyba wykupili już karnet. Za nami ktoś siada na ławeczkach, ktoś odchodzi. Kruszynek ma już dość, jedynie pod światło widać zmarnowany pysk oparty na łapach. Koniec. 40 kilko podnosi łeb i z ekscytacją merda ogonem, przeczuwając, że to już koniec. Zwijam sprzęt i idziemy. Już prawie w domu. O żeż ....., zapomniałem smyczy...

niedziela, 1 września 2013

Indie vol. 10 - Delhi

Delhi...






i problem jakie tu zdjęcie wybrać na początek. Ryksze... ich tu nie brakuje. Delhi to nie piękna Orchia, Sonagiri, monumentalne Fatehpur Sikri czy jeszcze bardziej tropikalne Kochi. Delhi to w znacznej mierze trącające na każdym kroku niesamowite ubóstwo. Ale zanim do niego dotrzemy to przystanek po drodze w mieście Alwar - nocleg. Nie było go w planach, ale musimy się tu zatrzymać. Przed snem jednak nurkujemy w przewodnikach i sprawdzamy, czy jest tu coś czego nie warto by zobaczyć. Fort. Było parę, jeszcze jeden nas czaka w Delhi, ale co tam, jest po drodze, to chociaż rzucimy okiem. I dosłownie tak to wyglądało.



Z fortu właściwie zostały tylko mury obronne. W domysłach tylko mogliśmy snuć wizje jak niegdyś mógł wyglądać, czy na skarpie znajdowało się coś więcej, co skrywa wewnątrz. Jedynie mogliśmy wjechać na górę by stamtąd podziwiać panoramę rozpościerająca się nad Alwarem oraz symboliczne miejsce kultu. 




Wizyta trwała z 30 min a chwilę później znaleźliśmy się na głównej arterii łączącej Jaipur ze stolicą. Obrazki maruderów, ostro kontrastujących dzikich złomowisk z eleganckimi apartamentami, przydrożnych straganów czy pędzących owce na wypas Indusów na środku drogi, nie sprawiał na nas już większego wrażenia. Dlatego też zdziwienie zamieniliśmy na dźwięk opadającego lustra w aparacie. 







Tego dźwięku brakowało w pierwszym dniu pobytu w Indiach, kiedy to w poszukiwaniu transportu na naszą wyprawę, będąc pod ogromem bodźców nie wyciągnęliśmy nawet aparatu. A co do samego Delhi... Nie wiemy jaką przywitało nas pogodą. Tak jak na początku, już wiele kilometrów przed miastem rozpościerał się smog. Z wyjątkiem paru miejsc otoczonych specjalną opieką takich jak zabytki, meczety czy ogólnie miejsca pielgrzymek turystów, Delhi to smród, brud i ubóstwo. Niekonwencjonalne czy wręcz nierealne rozwiązania technologiczne w stosunku do reali europejskich.
Całą trasę przemierzamy pieszo, właśnie po to by nasycić lub przesycić się Indiami na pożegnanie. Zmierzając ku Lal Kila (Czerwony Fort) mijamy stragany jednego z większych bazarów, na którym można kupić niemalże, że wszystkie produkty, ale także i wiele usług jak choćby wózkarzy, czy kobiet pracujących na poczekaniu. 





Chwilę później znajdujemy się pod murami fortu. Monumentalny jak poprzednie, lecz nie aż tak szokujący jak choćby ten z Agry. To za sprawą widocznych od samego początku wpływów kolonialnych w postaci brytyjskich koszar, jak i zagospodarowania terenu wewnątrz - angielskie trawniki. Wiele elementów kompleksu nie utrzymało się do dzisiejszych czasów, rozebranych przez kolonizatorów bądź zniszczonych przez czas. Te natomiast, które się ostały, są zachowane i utrzymywane w gorszym stopniu niż w Agrze. 




Żeby ptaszki nie obsrały...
Balkon audiencyjny. 


Wieża ciśnień wzniesiona przez brytyjskie wojsko. 






Z tylu, w drugim planie, baraki stacjonującego w forcie wojska z czasów kolonialnych. 










Bambusowe rusztowania na małych wysokościach sprawdzają się w azjatyckim klimacie znacznie lepiej niż stal a do tego są znacznie ekonomiczniejsze. 





Święte krówsko jak na nie przystało stoi na środku drogi. Trudna z niej modelka.



Rozwiązania technologiczne sieci elektrycznych i monitoring w mieście. Od razu poczułem się bezpieczniej. 




Ryksze, ryksze, ryksze. Wszędzie ich pełno. Podstawowy środek komunikacji w Indyjskich aglomeracjach. Rykszarze i wózkarze odpoczywający i czekający na pracę. 




Zbliżamy się do bazaru. Kruczymy bocznymi uliczkami, podchodzimy wręcz od zaplecza. 



Gadodia Bazar. Jeden, który ma pod sobą wszystkie inne. To tutaj można kupić najbardziej orientalne przyprawy, w hurcie i detalu. Przed zakupem można ich spróbować. Przyprawy, orzechy, kandyzowane owoce i masala w każdej formie. Masala do ziemniaków, masala do ryżu, masala do kaszy, masala do fasolki, masala do innej fasolki, masala do masali itp. To jedno sobie podarowałem podczas zaopatrywania się w wanilię czy najlepszej jakości chilli. 







Mobilni straganiarze na każdym kroku





Bike shop


Z cyklu mistrzowie logistyki


Monument upamiętniający odzyskanie niepodległości przez Indie. Indusi obchodzili to święto zaledwie kilka dni wcześniej. 




Indie to kraj niesamowitych kontrastów. Tak też został przeze mnie zapamiętany. Kolory i szarości, dostatek i bieda. Ogromny subkontynent skrywający w sobie niezmierzoną ilość miejsc do poznania. Będąc w połowie wyprawy już snuliśmy plany, które miejsca odwiedzimy następnym razem. Wracając do domu, wodziłem palcem po mapie ustalając kolejną trasę. Im więcej czasu mija, tym bardziej z nimi tęsknie. Tęsknie i nienawidzę i to mnie chyba do nich przyciąga. A wraz z tęsknotą wzrasta determinacja by znów siedzieć na pokładzie 747 lecącego do Delhi. Oby już niedługo...