piątek, 18 maja 2012

Indie vol. 5 - Kochi, Gokarn

Następny dzień podróży do Kochi także nie obył się bez przygód. Dwa razy wymiana koła (w tym raz świeżo naprawionego), niesamowity upał i cały dzień spędzony w samochodzie. Zatrzymujemy się w Calicut tylko na sen by z samego rana ruszyć w dalszą trasę. Mniej więcej mija połowa naszej wyprawy i w końcu także i ja padam ofiarą "aklimatyzacji". Tego dnia w samochodzie spędziliśmy 3-4 godziny ale było one jednymi z bardziej męczących w ciągu całej podróży. 



Podczas tych kilku godzin byliśmy jednak świadkami niezwykłego zdarzenia. Mianowicie wypadku samochodowego. Wiadomo wypadki się zdarzają, ale zaskoczyła nas reakcja ludzi. Doszło do czołówki osobowego z autobusem. strefa zgnioty kończyła się na tylnym siedzeniu. Na początku myśleliśmy że zaraz dojdzie do linczu kierowcy. Okazało się jednak, że tłum ludzi, który zebrał się wokół samochodu, próbował wydostać z niego pasażerów, rozrywając karoserię gołymi rękami. W takich chwilach wraca wiara w ludzi. 

Kochi było jednym z niewielu miejsc, w którym nie poświęciliśmy dużo czasu na poszukiwanie lokum. Praktycznie od razu zdecydowaliśmy się na Geust House. Popołudniem odpoczynek aby następnego dnia rozpocząć podróż po rozlewiskach. Nie ma co tu dużo pisać. To trzeba zobaczyć. 





Rozlewiska Kochi to sieć połączonych kanałów, którymi można dotrzeć wszędzie a środkiem transportu są łodzie. To coś w stylu Wenecji... tylko w wiele większym wydaniu. 























  



Ten rejon Indii słynął z wyrobu lin. Wykonywano je z włókien skorup orzechów kokosowych. Namaczano skorupy w wodzie aby łatwiej oddzielić włókna, po czym suszono i przędło się z nich liny. Liny z włókien kokosowych są niesamowicie wytrzymałe i nadal stosowane. Takich manufaktur jak ta poniżej jest w Kochi jeszcze dość sporo. 





Rybołówstwo jest mocno rozpowszechnione.













Codzienne życie można dostrzec na każdym korku. Tutaj nikt się z nie kryje przed turystami tylko żyje swoim życiem. Podczas wycieczki spożywaliśmy tradycyjny posiłek w "restauracji" na rozlewiskach. Niestety przed tym nie zaświtały mi wątpliwości, co do tego gdzie są myte naczynia po posiłkach. Zaowocowało to powrotem z 8 mln kolegów z Indii, których wziąłem na stopa, prawdopodobnie właśnie podczas spożywania tego posiłku. Tubylcy w tej samej wodzie, piorą, myją naczynia i ... 












Kerala jest stanem, w którym znaczny wpływ odegrały inne kultury. Od zachodnich pozostałości chrześcijaństwa po chińskie wpływy w postaci porcelan, kapeluszy czy wielkich sieci rybackich zawieszonych na tekowych stelażach. 




Pobyt w Kochi pozostawił po raz kolejny niedosyt. Kolejne z tych miejsc, na które trzeba poświęcić kilka dni aby wtopić się w klimat i otoczenie. Niestety my nie mieliśmy tych kilku kolejnych dni, gdyż musieliśmy zacząć wracać na północ aby zdążyć na samolot. 

Powrót postanowiliśmy sobie urozmaicić i skorzystać z kolei. Przed tym jednak musieliśmy wypocząć. Wypocząć, od Indii, od zwiedzania, ciągłego ruchu i pogoni. Potrzebowaliśmy leniwego błogostanu. W drodze powrotnej wybraliśmy w tym celu małe miasteczko Gokarn, znajdujące się przed większymi skupiskami ludzi. Skusiły nas plaże, nadmorskie restauracje z bambusa i opisy miejsca jako mekki dla zmęczonych Indiami turystów. I w rzeczywistości tak było. Jeśli ktoś chce odpocząć od życia, jest to idealne miejsce. Wystarczy godzina aby oddalić się od miasta i przemierzając wzniesienia i klify znaleźć się na spokojnej plaży (trzeciej z kolei) i zamieszkać w bambusowej chacie nad brzegiem morza. Hop - 15 minut - i cofamy się o jedną plaże gdzie znajdują się restauracje. Hop - 30 min - jesteśmy na kolejnej plaży gdzie dotrzeć można stromymi urwiskami. Hop - 30 min - i kolejna (5 plaża) gdzie dociera się albo łodzią, lub dla bardziej wytrwałych klifem z elementami lekkiej wspinaczki. Jest to miejsce, do którego na pewno wrócę będąc jeszcze raz w Indiach, lub miejsce, które będzie jedynym celem podróży do Indii. 











Plaża pierwsza


O świcie zmierzamy na plażę trzecią





Plaża trzecia




Plaża czwarta


Zmierzamy na plażę piątą





Plaża piąta jest dość skalista w uwagę przykuwają indywidualności






Z Gokarn nie mieliśmy bezpośredniego połączenia kolejowego do Ahmadabadu. Najpierw autobusem podmiejskim musieliśmy dostać się do Kumty, stamtąd autokarem do Bombaju gdzie wsiedliśmy w pociąg. 
A wracając jeszcze do komunikacji podmiejskiej. LUDZIE!!! doceniajcie nasze PKSy. Ichniejszy odpowiednik to blaszana puszka z kratami w oknach zamiast szyb. Wygodna jazda kończy się po pierwszym martwym gliniarzu gdy dowiadujemy się iż wehikuły te jeżdżą na sztywnej osi. Brakowało tylko w głośnikach (samych głośników zresztą też) "Highway to hell". 

CDN...